niedziela, 17 lipca 2022

Opis i spis treści audycji „Wieczór płytowy” i „Wieczór z płytą kompaktową” 1983-1991 cz. 7

 

Kasety Stilon "Ferrum Forte" C-60 i C-90

Sprzęt na jakim nagrywałem audycję

Podstawowym sprzętem na jakim słuchałem audycji „Wieczór płytowy” było oczywiście radioodbiornik. Najpierw, czyli w latach 1983-1988 był to odbiornik radiowy Radmor z serii 5102 stereo hi-fi quasi quadro z czarnym panelem i pięknymi zielonymi wskaźnikami wyhyłowymi (a nie późniejsze bieda diody) produkowany przez Zakłady „Radmor” w Gdyni. Kupiłem go za wszystkie oszczędności całej młodości już w 1981 r., ale bez kolumn, bo ktoś kupił je z tego zestawu już wcześniej. Na tamte czasy było to urządzenie będące „marzeniem” dla większości fonoamatorów w Polsce. Powszechnie uważa się go za szczytowe osiągnięcie elektroniki użytkowej w okresie PRL. Ja miałem (i mam go nadal) jeszcze tę jego wersję produkowaną ze wszystkich najlepszych materiałów i obcych komponentów na których nie oszczędzano. Odbiornik ten o modułowej budowie bardzo dobrze się prezentował i miał bardzo dobre parametry, zarówno w części dotyczącej wzmacniacza jak i tunera UKF. W zasadzie nie odstawał od podobnych konstrukcji zachodnich, choć oczywiście nieco gorzej od nich grał. W chwili zakupu był to bardzo drogi sprzęt, bo przed inflacyjnym załamaniem rynku latem 1981 r. kosztował 14.800 zł, co było wtedy kwotą astronomiczną. Oszczędzałem na niego przez trzy lata pracy, a wszyscy uważali mnie za szaleńca, że wydałem na radio „tyle pieniędzy”.

W ostatnich latach istnienia audycji, czyli w okresie 1988-1991 słuchałem jej za pośrednictwem tzw. dużej wieży firmy Diora w skład której wchodziły: wzmacniacz stereofoniczny WS-442 i tuner AS642, oba z czarnym panelem czołowym. Kupiłem ją, bo chciałem zmienić swój sprzęt stereo, na nowszy, choć nie koniecznie tuner i wzmacniacz z tej wieży lepiej grały niż mój wysłużony Radmor. Najprościej było kupić wraz z nim także kompletujący go magnetofon, tzw. szufladę. Jednak było to niemożliwe z dwóch powodów: 1) nie miałem tyle pieniędzy, 2) tego magnetofonu nigdzie nie było, bo cieszył się on wtedy dużą popularnością i ludzie wykupywali go nawet jak nie mieli innych elementów całej wieży.

Do odsłuchu audycji używałem oczywiście kolumn głośnikowych. Były to kolumny jakie już miałem, a więc Unitra ZG30C-114 będące oryginalnym wyposażeniem do Radmora 5201. Ja jednak nie kupiłem ich razem z „Radmorem” a dopiero rok później (1982), bo z powodu kryzysu gospodarczego, nigdzie nie można było ich dostać. W zasadzie nabyłem je po znajomości dzięki pomocy Ojca i pośrednictwie pewnego jego znajomego pana K. Wieczorny dzień, gdy je ten człowiek przywiózł do nas do domu był jednym z najszczęśliwszych w moim melomańskim życiu.

Audycję nagrywałem oczywiście na kilku magnetofonach. W latach 1983-1987 do nagrywania używałem z coraz mniejszym natężeniem wraz z kolejnymi latami magnetofonu szpulowego Unitra „Aria” M2408SD produkowanego w Zakładach Radiowych Kasprzaka w Warszawie. Nawet w tamtym czasie była to już przestarzała konstrukcja posiadająca jedynie sterowanie mechanicznie. Dawał on w miarę dobry dźwięk, zwłaszcza przy nagrywaniu stereo i dużej prędkości taśmy, ale też był bardzo nieporęczny i zawodny mechanicznie.

Równolegle do tego, w latach 1983-1984, używałem magnetofonu kasetowego „Finezja 3” czyli magnetofonu Unitra ZWM M 551S produkowanego w Lubartowie. Był to pierwszy polski magnetofon kasetowy klasy hi-fi. Pierwotne wersje z końca lat 70. przewidywały dla niego montaż systemu Dolby, ale z powodu kryzysu gospodarczego i izolacji komuszej Polski musiano go zastąpić jedynie przestarzałymi reduktorami typu szumu i polepszaczami dynamiki typu RS i DNL. Z tego powodu magnetofon ten miał dość słabą dynamikę i pasmo przenoszenia. Szerzej opisałem go w swoim blogu poświęconemu mojemu sprzętowi hi-fi.

Z tego powodu w 1984 r. odkupiłem od kolegi magnetofon kasetowy z tzw. małej wieży, model M 8010/MDS-561 produkowany przez państwowy koncern Unitra ZRK z czarnym panelem przednim. Był on nowocześniejszy niż „Finezja”, ale też niektóre jego podzespoły nie były najlepszej jakości. Dlatego ulepszyłem go przez wmontowanie do niego japońskiej głowicy nagrywająco-odtwarzającej. Dokonał tego pewien Pan inżynier elektronik, który często naprawiał nam w tamtych latach sprzęt hi-fi. Człowiek ten mieszkał w Jastrzębiu i był o tyle ciekawy, że pod koniec lat 70. był na stypendium naukowym we Francji i często o niej opowiadał jak do niego jeździliśmy z Ojcem. Tych jego opowieści słuchałem zawsze z rozdziawioną gębą, bo wręcz nie chciało się wierzyć że ludzie w tej kapitalistycznej Francji żyją o wiele lepiej niż w Polsce. Po tej modyfikacji magnetofon ten miał bardzo dobrą jakość dźwięku, ale głowica ta lubiła się luzować i ciągle trzeba było ją na nowo nastawiać. Używałem go do 1987 r.

Tego samego roku odkupiłem od kolei ze studiów magnetofon kasetowy Sanyo RD 220 (pierwotnie kupiony w Pewexie w 1983 r.) i używałem go aż do 1991 r. Magnetofon ten miał bardzo dobrą mechanikę, ale za to bardzo słabe parametry przenoszenia dźwięku. Aż nie chciało się wierzyć, że grał gorzej niż każdy z moich poprzednich magnetofonów kasetowych, a stara „Aria” dystansowała go pod względem jakości o lata świetlne. Gdy już go miałem to w pełni zrozumiałem dlaczego kolega ze studiów B. tak bardzo chciał się go pozbyć. Notabene ten chłopak zajął się potem handlem alkoholem na wielką dużą skalę i odniósł na tym polu duże sukcesy. Gdy doświadczalnie stwierdziłem słabe parametry tego magnetofonu, to już nie mogłem go oddać, stąd czułem się oszukany.

Do końca września 1984 r. pracowałem na kopalni i miałem jako takie środki finansowe, więc mogłem pozwolić sobie na zakupy sprzętu elektronicznego. W październiku tegoż roku rozpocząłem studia dzienne, i choć od drugiego roku dorabiałem w spółdzielniach studenckich, a potem już na pół etatu w szkole, a następnie w muzeum, to jednak nie było mnie już stać na większe inwestycje. Stąd z konieczności musiałem się zadowalać odkupywaniem używanego sprzętu - jak widać z nie najlepszym skutkiem.

Do nagrywania albumów prezentowanych w „Wieczorze płytowym” używałem prawie wyłącznie polskich nośników: polskich szpul Chemitex Stilon 560 i 730 m produkowanych przez zakłady „Stilon” w Gorzowie Wielkopolskiego na licencji niemieckiego BASF, a także kaset żelazowych w standardowych rozmiarach. Początkowo były to czerwone (C-60) i niebieskie (C-90) najprostsze kasety z taśmą żelazową zwane pomimo ogromnych szumów Low Noise. Produkowały je wspomniane już zakłady „Chemitex Stilon”, a następnie ich ulepszone także żelazowe wersje nazwane „Ferrum Forte”, także o długościach taśmy na 30 i 45 minut zapisu po każdej stronie. Pierwsze z tych kaset nie tylko bardzo szumiały, ale też szybko się rozmagnesowywały przez co zapis muzyki na nich najpierw mocno trzaskał a w końcu całkowicie zanikał.

Kasety „Ferrum Forte” reprezentowały już znacznie wyższą jakość pasma przenoszenia i dynamiki i oczywiście nawet bez napisów mniej szumiały. Dość rzadko kupowałem i używałem kaset chromowych „Superton” C-60 CrO2 produkowanych Zakłady Chemiczne „Chemitex-Wiskord” w Szczecinie. Po pierwsze bardzo trudno było je kupić, po drugie, były droższe niż taśmy standardowe i po trzecie, bardzo ścierały one (niszczyły głowicę magnetofonu).

Pod koniec lat 80. z konieczności spowodowanej brakami towarów, używałem także dość kiepskich kaset produkcji krajowej pod nazwą „Spider”. Był to produkt polskiego raczkującego kapitalizmu, a jego cechą charakterystyczną była fatalna jakość mechaniki i samej taśmy, stąd trudno się dziwić, że słuch po nich całkowicie zaginął. Nawet dokładnie nie wiadomo, skąd pochodziła sama taśma użyta do ich wykonania, ale raczej nie pochodziła ona z fabryk na zachodzie Europy.

Na przełomie lat 80. i 90. XX w. wreszcie stały się dla mnie dostępne w większej ilości kasety magnetofonowe renomowanych zachodnich wytwórców. W takich okolicznościach zacząłem używać kaset BASF „Ferro Extra I” C-90, a także kaset TDK A 60 i TDK A 90. Kupowałem je w sklepach Pewex i Baltona w Katowicach, Gliwicach i Zabrzu. Gdy je odpakowywałem z ładnych kolorowych folii czułem się jak prawdziwy Europejczyk, choć od Europy byliśmy wszyscy jeszcze bardzo daleko. I choć to smutne, to po mimo upływu ponad 30 lat od tamtych wydarzeń, to obecnie dzięki rządom prawicowych populistów i nacjonalistów z powrotem zaczęliśmy się oddalać od tej wymarzonej wówczas Europy.

Zakończenie

Obecnie audycja „Wieczór Płytowy” nie istnieje już od już od 31 lat. Była to audycja, na jaką się czekało z biciem serca i która – dzięki umiejętnie dobranemu repertuarowi - potrafiła pogodzić gusta i potrzeby odbiorów różnego rodzaju muzyki. Różnorodność prezentowanej tutaj muzyki była pochodną gustów zapraszanych do audycji gości, głównie wybitnych osobowości radiowych, a zarazem prezenterów muzycznych. Jak się po latach okazało niektórzy z nich okazali się potem zwykłymi przestępcami jak np. taki Wojciech Krolopp, który komentował w niej muzykę klasyczną, a który został skazany wiele lat potem za przestępstwa pedofilii. Moje potrzeby nie zawsze pokrywały się z proponowanym repertuarem, ale i tak była to jedyna audycja, którą przez wiele lat systematycznie śledziłem i z której dokonywałem nagrań na kasety magnetofonowe i szpule.

Audycji tej słuchałem przez cały okres jej trwania, czyli w latach 1983-1991, a więc pomiędzy swym 20 a 28 rokiem życia. Jedynie w latach 1987-1988 moja pilność w nagrywaniu z niej płyt – z przyczyn osobistych - nieco osłabła. Był to czas gdy zmieniałem swój stan cywilny i miejsce zamieszkania, stąd z konieczności na słuchanie radia miałem mniej czasu, zwłaszcza, że równolegle ze studiami dorywczo pracowałem.

Wszystkie prezentowane w audycji płyty z podziałem na gatunki przedstawię w kilku kolejnych wpisach tego bloga. W tych zestawieniach całkowicie jednak pominę omówienie repertuaru przedstawianych w audycji płyt z muzyką klasyczną, gdyż wówczas, nie słuchałem programowo takiej muzyki. (obecnie słucham, ale tylko kompozytorów współczesnych). Bardzo rzadko nagrywałem wówczas też albumy z muzyką pop, jazzowe i bluesowe oraz płyty wykonawców polskich, ale je umieściłem w przygotowanych zestawieniach. W tym czasie muzyki pop słuchałem niejako z przymusu, bo choć jej nie lubiłem, to z konieczności jej słuchałem, bo ciągle ją prezentowano w radio, a płyt jazzowych i bluesowych nie słuchałem wówczas regularnie, gdyż wtedy nie interesowałem się aż tak tymi gatunkami muzyki.

W moim osobistym odczuciu audycja „Wieczór płytowy” była jedną z tych rzeczy, z którymi kojarzą mi się lata 80. XX w. Audycja ta w okresie swego istnienia dosłownie wyznaczała rytm mojego życia. Byłem wtedy młodym chłopakiem ciekawym świata i optymistycznie nastawionym do bądź co bądź wrogiej rzeczywistości schyłkowego PRL-u. Ten optymizm wynikał m.in. z nadziei na to, że kiedyś, w nieznanej bliżej przyszłości kupię sobie wiele z prezentowanych w „Wieczorze płytowym” albumów z muzyką którą lubię.